środa, 28 maja 2008

W Centrum św. Maksymiliana w Harmężach koło Oświęcimia znajduje się niepozorna, wystrugana w drewnie figurka Matki Bożej Niepokalanej. Niezwykła rzeźba Matki Bożej została wykonana w KL Auschwitz i jest dziełem rąk Bolesława Kupca - więźnia nr 792, dlatego nazwano ją "Matką Bożą zza drutów" lub „Matką Bożą Oświęcimską”.
Figurka „Matki Bożej zza drutów” miała specjalne zadanie. Bolesław Kupiec wyrzeźbił ją z lipowego klocka. Wydrążył otwór i umieścił w nim gryps. Na jednej stronie napisał: "Tę karteczkę powierzam w opiekę Matce Boskiej i niech nas nadal ma w swojej opiece", a z drugiej strony kartki: "Prosimy o pomoc dla naszych rodziców, którzy pozostali bez opieki, gdyż sześciu synów jest zamkniętych od 17 I 1940 r. Tę figurkę wykonał jeden z tych synów. Adres: Kupcowie, Poronin k. Zakopanego, ul. Kasprowicza 7".
Bolesław Kupiec przeszedł straszliwe tortury i zmarł 4 marca 1942 roku, zakatowany w czasie śledztwa w Zakopanem, dokąd został przewieziony z KL Auschwitz. Karol Kupiec został rozstrzelany w Auschwitz 10 1ipca 1942 roku. Józef Kupiec zginął na morzu koło Lubeki, w katastrofie zbombardowanego statku "Cap Arcona" 5 maja 1945 roku. Przeżyli trzej bracia Władysław, Jan i Antoni.
Po wyswobodzeniu bracia Kupcowie nawiązali kontakt z powstałym po wojnie Państwowym Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu i tam dowiedzieli się, że wszystkie grypsy wysyłane przez nich w klockach dotarły do miejsca przeznaczenia. Nie odnalazła się tylko figurka Matki Bożej Niepokalanej. Bracia szukali jej przez długie lata, bezskutecznie. I dopiero trzydzieści lat później, 28 października 1971 r., figurka odnalazła się u ks. kanonika Władysława Grohsa, w Wieliczce. Pozostawała na jego biurku do końca okupacji, mimo gestapowskiej rewizji na plebani i aresztowania ks. Grohsa, który również znalazł się w KL Auschwitz.
Okazało się, że łączniczki przyniosły ją księdzu Grohsowi, ówczesnemu wikaremu na plebani w Oświęcimiu, który jednocześnie prowadził pośredni punkt kontaktowy między KL Auschwitz i władzami AK w Krakowie. Ponieważ grypsy przerzucane były normalnie w z grubsza wykonanych klockach, ksiądz Grohs nie spodziewał się, by taki gryps zawierała także artystycznie wyrzeźbiona figurka. "Zbrodnią" było niewątpliwie wyrzeźbienie figurki Matki Bożej i ukrywanie grypsów w klockach, które w późniejszym etapie wynosiło za druty Arbeitskommando, idąc do pracy na zewnątrz obozu i wyrzucało w umówionych miejscach. Podnosiły je łączniczki AK i przekazywały na plebanię, skąd wiadomości obozowe wysyłane były, przez Kraków, do naczelnego dowództwa AK.
Ks. Władysław Grohs w testamencie prosił, aby po jego śmierci przekazać figurkę "Matki Bożej zza drutów" do Niepokalanowa, by Jej kult związać z osobą "Szaleńca Niepokalanej" i męczennika ziemi oświęcimskiej. Klasztor niepokalanowski przekazał figurkę do Centrum św. Maksymiliana w Harmężach, gdyż to miejsce jest dla "Matki Bożej zza drutów" najbardziej odpowiednie.
Figurka „Matki Bożej zza drutów”, którą Bolesław Kupiec wyrzeźbił w KL Auschwitz jest wyrazem jego ucieczki od tamtejszej strasznej rzeczywistości w świat Piękna i Dobra. Twarz Matki Boskiej jest skupiona i smutna, Jej płaszcz z kapturem na plecach przypomina opończę, przepasana jest góralską krajką, a wieńcząca Jej głowę gwiaździsta korona również zawiera motywy góralskie. Skośne fałdy Jej szaty znamionują ruch i są typowe dla nowych prądów rzeźbiarskich lat trzydziestych, których zwolennikiem był Antoni Kenar. Z dłoni Matki Boskiej spływają promienne łaski, wkomponowane w fałdy płaszcza. Tym samym rzeźba górala – więźnia nr 792 stała się symbolem zwycięstwa "przez miłość, która ożywia wiarę aż do granic ostatecznego świadectwa".

Źródło: o. S. Czerwonka OFMConv, franciszkanie, Harmęże http://www.dziedzictwo.ekai.pl/text.show?id=3540

67 lat po uwięzieniu o. Maksymiliana

Ojciec św. Benedykt XVI się modlił w byłym KL Auschwitz dokładnie w 65. rocznicę osadzenia w obozie zagłady o. Maksymiliana Kolbe. Zbieżność ta nie została zaplanowana przez organizatorów pielgrzymki papieskiej . Można ją zatem odczytać jako tajemniczy znak Bożej Opatrzności. Właśnie mija 67. rocznica osadzenia o. Kolbe w KL Auschwitz i 2. rocznica modlitwy w tym miejscu Benedykta XVI.

Jest sobotnie późne popołudnie 28 maja 1941 r. Do obozu Auschwitz przybywa transport więźniów politycznych z Warszawy. Esesmani wyrzucają ich z bydlęcych wagonów, bijąc i przeklinając ustawiają w kolumnę, a potem szczując psami i okładając kolbami karabinów prowadzą na plac apelowy. Tu najpierw sprawdza się obecność. Po wywołaniu nazwiska więzień musi przebiec wzdłuż szpaleru esesmanów. Każdy z nich batogiem albo okutym w ołów rzemieniem bije biegnącego po głowie. Na noc zamykają ich - ponad trzystu ludzi - w łaźni. Jest ciasno i brakuje powietrza. Niektórzy mdleją.
Nazajutrz piekło zaczyna się od nowa. Muszą oddać swoje ubrania. W zamian obozowe pasiaki. Większość z nich nosi na sobie brunatne ślady zaschłej krwi. Każdemu przydzielają numer zastępują-cy imię i nazwisko. O. Maksymilian jest odtąd numerem 16670. Kolejna zbiórka. Komendant Fritsch wrzeszczy:
- Zapowiadam wam, że przyjechaliście tutaj nie do sanatorium, lecz do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego jest wyjście tylko kominem krematoryjnym. Jeśli się to komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty wysokiego napięcia. Jeśli są w transporcie Żydzi, to nie mają prawa żyć dłużej niż dwa tygodnie, jeśli zaś księża, to mogą żyć jeden miesiąc, reszta trzy miesiące.
Potem esesmani każą wystąpić z szeregu Żydom i księżom. Żydów biją do nieprzytomności. Wkrótce wszyscy trafią do karnej kompanii. Księży esesmani przeznaczają do ciężkiej pracy. 31 maja o. Maksymilian trafia do komanda „Babice”, w którym postrach sieje kapo Krott, kryminalista budzący postrach wśród więźniów. Od pierwszego dnia „upatrzy sobie” franciszkanina, uweźmie się na niego, po-stanowi sobie wykończyć tego „klechę” - może dlatego, że jest bardziej skupiony; niż inni, może dlatego, że budzi w nim resztki sumienia. Każe mu pracować dwa razy szybciej i wydajniej, niż innym. Obije go przy tym tak, iż nieprzytomnego o. Maksymiliana współwięźniowie zaniosą z powrotem do obozu na rękach.
Za lakonicznym określeniem „osadzenie w obozie” stoją niekończące się godziny okrucieństwa, nienawiści i bólu. To właśnie 28 maja 1941 r., na dwa miesiące przed osadzeniem w bunkrze głodowym rozpoczyna się prawdziwe męczeństwo.
Dokładnie 65 lat później - prawie do do godziny - śladami pierwszych kroków męczeństwa św. Maksymiliana w KL Auschwitz przeszedł papież Benedykt XVI, modlił się w celi śmierci, w której urodził się dla nieba Szaleniec Niepokalanej. Obecność w tym miejscu i o tym czasie Głowy Kościoła i zarazem syna Narodu Niemieckiego, to jeszcze jeden znak, który przemówił mocniej, niż słowa.

Sztandar MI w Rychwałdzie

MI w Rychwałdzie pod sztandarem Niepokalanej

W minioną niedzielę, 25 maja w Sanktuarium MB Rychwałdzkiej odbyła się uroczystość poświęcenia sztandaru Rycerstwa Niepokalanej w Rychwałdzie. Poświęcenia dokonał Asystent Diecezjalny MI ks. Jacek Pędziwiatr z Bielska-Białej. Stało się to na trzy dni przed rocznicą osadzenia św. Maksymiliana w KL Auschwitz, do czego nawiązywała homilia. W uroczystości brały udział rycerskie delegacje z Bielska-Białej, Żywca, Ciśca, Oświęcimia i Świnnej. Gości przywitał kustosz sanktuarium o. Radosław Kramarski, a wśród nich był ks. kan. Władysław Nowobilski i Prezes Diecezjalny MI Jerzy Kupnicki. Po Mszy św. znalazł się czas na miły i ciepły poczęstunek przygotowany przez miejscową wspólnotę rycerzy.
(www.mibielskobiala.wiara.pl)

piątek, 23 maja 2008

Rocznica osadzenie o. Kolbe w Auschwitz

Zbliża się kolejna rocznica osadzenia św. Maksymiliana w KL Auschwitz. Z tej okazji Rycerstwo Niepokalanej diecezji bielsko-żywieckiej zaprasza na spotkanie modlitewne do znajdującego się w bezpośrednim sąsiedztwie Muzeum Auschwitz w Oświęcimiu kościoła Miłosierdzia Bożego księży Salezjanów (Os. Pileckiego). Spotkani odbędzie się w środę 28 maja. Rozpocznie je o godz. 17.30 nabożeństwo majowe. O 18.00 Rycerze wezmą udział w Eucharystii. Po niej zaplanowano spotkanie formacyjne, upamiętniające osadzenie i pobyt ojca Maksymiliana w KL Auschwitz. Spotkanie może poprzedzić nawiedzenie celi śmierci o. Maksymiliana w Bloku 11 byłego KL Auschwitz – nawiedzenie Rycerze dokonują indywidualnie.

27. Sesja Kolbiańska w Harmężach

Święty Maksymilian pozostaje przewodnikiem dla ludzi poszukujących sensu życia - to najważniejsza konkluzja 27. Sesji Kolbiańskiej, zorganizowanej w połowie maja w Harmężach.

Jej uczestnicy rozpoczęli spotkanie od złożenia kwiatów pod Ścianą Śmierci i nawiedzenia celi męczeństwa św. Maksymiliana w byłym KL Auschwitz. Główna część sesji odbyła się we franciszkańskim Centrum Świętego Maksymiliana w Harmężach. Rozpoczął ją wykład o. prof. Leona Dyczewskiego na temat relacji św. Maksymiliana do współczesnej kultury. Mimo, iż od czasu rozpoczęcia działalności apostolskiej Szaleńca Niepokalanej mija już blisko 90 lat, jego spojrzenie na życie i odniesienie go do Boga pozostaje wciąż aktualne.
- Nie lękajcie się nowości i nie bójcie się wyrzeczeń, ograniczeń, ascezy - to wezwanie Maksymiliana o. Dyczewski uznał za wciąż żywe i szczególnie ważne dla młodego pokolenia. Kolejny prelegent - prof. Wiesław Jan Wysokcki - mówił o martyrologii chrześcijan w KL Auschwitz i miejscu Boga na „Golgocie XX wieku”. Ze szczególną uwagą wysłuchano świadectwa Jana Kieszniewskiego - więźnia KL Auschwitz nr 127599, krewnego o. Maksymiliana, osadzonego w obozie razem z najstarszym z rodzeństwa - Franciszkiem Kolbe - za działalność konspiracyjną w 1943 roku.
Sesję Kolbiańską zakończyło zwiedzanie wystawy „Labirynty. Klisze pamięci” w podziemiach franciszkańskiego kościoła. Majowe spotkania ku czci św. Maksymiliana, na krótką przed kolejną rocznicą osadzenia go w KL Auschwitz, od ponad ćwierćwiecza organizuje oświęcimski oddział stowarzyszenia Civitas Christiana z pomocą Centrum św. Maksymiliana w Harmężach i Starostwa Powiatowego w Oświęcimiu.

Działalność franciszkanów na rzecz Żydów

Ryszard Szkopowiec OFMConv[1]*: Silny terror okupanta wobec ludności polskiej sprawił, że niejednokrotnie los ludności żydowskiej postrzegano jako zapowiedź losu Polaków[2]. Tragedia Żydów w latach 1939-1945 wzbudzała nie tylko strach i współczucie dla ich wyjątkowo ciężkiej sytuacji, ale zrodziła też powszechną akcję niesienia im pomocy[3].

W tę akcję ratowania Żydów włączali się także zakonnicy franciszkańscy. Dzięki ich postawie pełnej poświęcenia, wielu Żydów uratowało swe życie. Na początku trzeba zaznaczyć, że zarówno rozmiaru pomocy świadczonej Żydom podczas okupacji, jak i dokładnej liczby korzystających z niej osób nie da się ustalić, chociażby ze względu na konspiracyjny jej charakter.

Szczególnie intensywną akcję niesienia pomocy Żydom zorganizował Niepokalanów w 1939 r.[4]. Myślą przewodnią o. Maksymiliana, ówczesnego przełożonego klasztoru, było, aby wszystkich wydziedziczonych i nieszczęśliwych przyjąć franciszkańskim sercem i dzielić się z nimi, czym tylko można. Właśnie w tym duchu bezinteresownej miłości bliźniego potraktował Niepokalanów wojennych uchodźców żydowskich[5].

12 grudnia 1939 r. w Niepokalanowie zamieszkało około 1500 Żydów, uchodźców z zachodnich regionów Polski, głównie z województwa poznańskiego. Klasztor dawał wyżywienie, które zresztą tak jak i dla wszystkich jego mieszkańców było proste, ale przygotowane starannie i w dostatecznej ilości. Ponadto chorzy Żydzi otrzymywali porcje specjalne, zależnie od rodzaju swych fizycznych niedomagań. Otrzymywali także dostateczną ilość opału na ogrzanie mieszkań. Oprócz tego każda stancja była zaopatrzona w kuchenki elektryczne, przy pomocy których poszczególne rodziny przyrządzały sobie dodatkowe posiłki[6].

Bracia zakonni starali się stworzyć im jak najlepszą atmosferę, wśród franciszkańskich zakonników czuli się dobrze i zapomnieli o swych przykrych przeżyciach związanych z wysiedleniem i grozą śmierci. Niektóre grupy Żydów, odjeżdżające z Niepokalanowa w lutym 1940 r. i wcześniej, zwróciły się za pośrednictwem br. Łukasza do zarządu klasztoru z zapytaniem i prośbą, czy mogłyby na swoje furgony zapakować nieco węgla i drzewa na opał. Wprawdzie z opałem w Niepokalanowie było coraz trudniej, jednak wszyscy petenci otrzymali odpowiednie porcje węgla, a nawet po dwie lub trzy sosnowe szczapy[7].

W późniejszych latach okupacji, klasztor również udzielał wielokrotnie pomocy prześladowanym Żydom, m.in. o. Maksymilian w listopadzie 1940 r. udzielił w klasztorze schronienia i zapewnił utrzymanie panu Wiesenthalowi i jego żonie[8].

Pod koniec lipca 1941 r. br. Hieronim Wierzba uratował już prawie konającego Żyda, koło Błonia pod Warszawą od śmierci, przez rozstrzelanie z rąk gestapowców. Został on przywieziony na furmance do Niepokalanowa. Był tak wycieńczony z głodu, że ledwie był zdolny wypowiedzieć słowo. Po kilku dniach starannej opieki człowiek ten powrócił do zdrowia i przeżył wojnę[9].

W roku 1944 zakonnicy postarali się o pracę dla czterech Żydów i wspierali ich materialnie. Jeden z nich pracował w miejscowej agendzie Rady Głównej Opiekuńczej w Paprotni, inny był zaangażowany w charakterze biuralisty i tłumacza w biurze niemieckim, które mieściło się w jednym z budynków klasztornych. Wiedziało o nich tylko kilku zakonników, aby ich przypadkiem nie narazić. Zachowano dyskrecję nawet wśród najbliższego otoczenia[10].

Na szczególne wyróżnienie zasługuje br. Józef Kalasanty Cudakiewicz, który uratował dwadzieścioro jeden dzieci pochodzenia żydowskiego, umieszczając je w warszawskich klasztorach sióstr zakonnych [11]. O. Apolinary Uchman ukrywał przez długi czas Żydów w kaplicach polnych w Kalwarii Pacławskiej, wśród których był także przez pewien czas dr Keller z małżonką[12].

O. Daniel Ekiert, sprawując duszpasterstwo w miejscowościach Skurcze i Lewacze (Wołyń), zachęcał niejednokrotnie swoich parafian do udzielenia pomocy prześladowanej i mordowanej ludności żydowskiej. Można dodać, że dzięki temu setki Żydów korzystało z pomocy parafii i przeżyło lata okupacji[13]. Podobnie o. Oskar Wiśniewski zachęcał parafian i sam wiele pomagał Żydom w okolicach Warszawy[14]. O. Atanazy Dydek w roku 1940 uratował jednego człowieka wyznania mojżeszowego, przewożąc go z Zagrzebia do Cirkwenicy w Jugosławii[15].

Ukrywającym się przed gestapo Żydom franciszkanie spieszyli z pomocą, najczęściej dając im metryki osób zmarłych lub nie wypełnione ale podpisane blankiety, które służyły do sporządzania dokumentów[16]. Kościelna dokumentacja metrykalna nabrała w latach 1939-1945 szczególnego znaczenia ze względu na przepisy okupanta. Konieczność posiadania dokumentów osobistych w czasie częstych rewizji ulicznych, jak i ze względu na potrzebę wylegitymowania się przed szmalcownikami dawała nadzieję na uratowanie życia. Tego rodzaju "usługi", czyli wydawanie odpowiednich dokumentów, świadczyli następujący ojcowie: Daniel Ekiert, Krzysztof Górecki, Witalis Jaśkiewicz i Marian Sumirski. Potrzebującym ułatwiano zdobycie kart rozpoznawczych (Kennkarte) za pośrednictwem Polaków pracujących w urzędach niemieckich lub tajnych organizacjach podziemnych. Klasztor niepokalanowski, dzięki szerokim znajomościom i długoletniej współpracy z urzędnikami gminy Szymanów, zwłaszcza wójtem Kreterem, zawsze mógł dostarczyć żądane dokumenty[17]. Dzięki nim wiele osób mogło bezpiecznie przetrwać okupację.

Inną formą pomocy było umieszczanie Żydów u znajomych i wskazywanie adresów, pod które mieli się udać, aby znaleźć schronienie. O. Bogumił Talarek umieścił np. rodzinę żydowską u Henryka Talarka we wsi Zygmunty koło Łaskarzewa[18]. Br. Norbert Wojciechowicz uratował dziecko żydowskie we Lwowie, dając je na wychowanie siostrom ze zgromadzenia Rodziny Maryi [19]. Matka podrzuciła to dziecko klasztorowi franciszkańskiemu, wkładając mu do ręki niewielką sumę pieniędzy i dwie bułki. Po wyzwoleniu zakonnicy dali mu adres matki, która pełna radości odebrała swe dziecko. O. Wit Nowakowski skupował dla Żyda Fiszera walutę amerykańską w Żabiem, aby w roku 1942 mógł przejść przez granicę na Węgry[20].

Br. Norbert Wojciechowicz podaje również w swojej relacji, że kilku zakonników z Halicza za ukrywanie Żydów i świadczenie im pomocy poniosło śmierć, między innymi: Peregryn Haczela, Remigiusz Wójcik i Szczepan Kosiorek[21].

Trzeba zaznaczyć, że w Kościele katolickim ludność żydowska często widziała ratunek. Żydzi byli przyjmowani do Kościoła. Już w pierwszych dniach okupacji, kilkunastu franciszkanów przygotowywało Żydów do przyjęcia chrztu[22], między innymi o. Joachim Bar przygotowywał w Krakowie 12 Żydów, w tym dwoje dzieci[23].

Najtragiczniejsze było położenie ludności żydowskiej od czasu zamknięcia jej w gettach. Pomimo zakazów okupanta, zakonnicy udzielali pomocy mieszkańcom getta warszawskiego. Przy każdej sposobności dawano do getta chleb, smalec, cebulę i inne artykuły żywnościowe. Br. Benigny Murlinkiewicz ochrzcił i zaopatrzył wiele osób w najbardziej elementarne rzeczy potrzebne do dalszego życia[24]. Niektórzy z zakonników dostarczali także broń do warszawskiego getta, między innymi br. Gedeon[25]. W Sanoku świadczył wielką pomoc dla getta br. Celestyn Skóra, a w Krośnie br. Krescenty Ziemiński[26].

Często w murach klasztorów franciszkańskich ukrywali się wybitni ludzie nauki, ścigani przez gestapo. W Czyszkach i w Hanaczowie na plebanii ukrywał się profesor historii nowożytnej Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor licznych rozpraw, Józef Feldman[27]. W Sanoku przebywał znany historyk literatury polskiej, profesor Juliusz Kleiner z żoną, która pod nazwiskiem Kobyłecka pracowała w kuchni obywatelskiej we franciszkańskim klasztorze[28].

Franciszkanie, dzieląc los całego narodu, z narażeniem własnego życia spieszyli z wszechstronną pomocą potrzebującym bez względu na ich przekonania, poglądy, wyznanie i pochodzenie społeczne czy narodowe. W Czyszkach przez kilka miesięcy 1942 r. ukrywano ks. biskupa Kazimierza Bukrabę i doktora Adama Grucę, znanego chirurga ortopedę z Warszawy, mieszkającego wówczas we Lwowie[29]. We Lwowie ukrywał się także Prezes Prokuratorii Generalnej w Poznaniu Franciszek Duralski i przedstawiciel rządu Sikorskiego z Londynu, profesor Wyższej Szkoły Kadetów we Lwowie, Bolesław Stachoń[30]. W klasztorze wileńskim ukrywał się ścigany przez okupanta Stanisław Trystek (starosta)[31], w Kozielnikach profesor języka niemieckiego Zygmunt Reiss oraz administrator Kościoła obrządku ormiańskiego ks. Dionizy Kajetanowicz[32]. W klasztorze krakowskim ukrywał się wizytator szkół warszawskich ks. Apolinary Leśniewski[33].

Na podstawie powyższych faktów można stwierdzić, że niemieckie zarządzenia i antysemicka propaganda wywierały od samego początku inny skutek, niżby tego sobie życzyli autorzy[34]. Pomimo represji ze strony okupanta wobec pomagających, dzięki pomocy franciszkańskich zakonników wielu Żydów i innych prześladowanych przeżyło lata wojny. Zarówno inspiracja, jak i realizacja wspomnianych tu działań rodziła się niewątpliwie z autentycznego chrześcijańskiego ducha miłości, miłosierdzia oraz z patriotyzmu.

[1] * O. Ryszard Szkopowiec, franciszkanin, magister teologii, wieloletni proboszcz i gwardian. Obecnie w klasztorze w Zamościu.

zobacz: Pozostałe przypisy

W: "A bliźniego swego..." Materiały z sympozjum "Św. Maksymilian Maria Kolbe - Żydzi - masoni" (red. o. Stanisław Celestyn Napiórkowski OFMConv), Redakcja Wydawnictwa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 1997, str. 125-130.

za: www.franciszkanie.pl