środa, 28 maja 2008

67 lat po uwięzieniu o. Maksymiliana

Ojciec św. Benedykt XVI się modlił w byłym KL Auschwitz dokładnie w 65. rocznicę osadzenia w obozie zagłady o. Maksymiliana Kolbe. Zbieżność ta nie została zaplanowana przez organizatorów pielgrzymki papieskiej . Można ją zatem odczytać jako tajemniczy znak Bożej Opatrzności. Właśnie mija 67. rocznica osadzenia o. Kolbe w KL Auschwitz i 2. rocznica modlitwy w tym miejscu Benedykta XVI.

Jest sobotnie późne popołudnie 28 maja 1941 r. Do obozu Auschwitz przybywa transport więźniów politycznych z Warszawy. Esesmani wyrzucają ich z bydlęcych wagonów, bijąc i przeklinając ustawiają w kolumnę, a potem szczując psami i okładając kolbami karabinów prowadzą na plac apelowy. Tu najpierw sprawdza się obecność. Po wywołaniu nazwiska więzień musi przebiec wzdłuż szpaleru esesmanów. Każdy z nich batogiem albo okutym w ołów rzemieniem bije biegnącego po głowie. Na noc zamykają ich - ponad trzystu ludzi - w łaźni. Jest ciasno i brakuje powietrza. Niektórzy mdleją.
Nazajutrz piekło zaczyna się od nowa. Muszą oddać swoje ubrania. W zamian obozowe pasiaki. Większość z nich nosi na sobie brunatne ślady zaschłej krwi. Każdemu przydzielają numer zastępują-cy imię i nazwisko. O. Maksymilian jest odtąd numerem 16670. Kolejna zbiórka. Komendant Fritsch wrzeszczy:
- Zapowiadam wam, że przyjechaliście tutaj nie do sanatorium, lecz do niemieckiego obozu koncentracyjnego, z którego jest wyjście tylko kominem krematoryjnym. Jeśli się to komuś nie podoba, to może iść zaraz na druty wysokiego napięcia. Jeśli są w transporcie Żydzi, to nie mają prawa żyć dłużej niż dwa tygodnie, jeśli zaś księża, to mogą żyć jeden miesiąc, reszta trzy miesiące.
Potem esesmani każą wystąpić z szeregu Żydom i księżom. Żydów biją do nieprzytomności. Wkrótce wszyscy trafią do karnej kompanii. Księży esesmani przeznaczają do ciężkiej pracy. 31 maja o. Maksymilian trafia do komanda „Babice”, w którym postrach sieje kapo Krott, kryminalista budzący postrach wśród więźniów. Od pierwszego dnia „upatrzy sobie” franciszkanina, uweźmie się na niego, po-stanowi sobie wykończyć tego „klechę” - może dlatego, że jest bardziej skupiony; niż inni, może dlatego, że budzi w nim resztki sumienia. Każe mu pracować dwa razy szybciej i wydajniej, niż innym. Obije go przy tym tak, iż nieprzytomnego o. Maksymiliana współwięźniowie zaniosą z powrotem do obozu na rękach.
Za lakonicznym określeniem „osadzenie w obozie” stoją niekończące się godziny okrucieństwa, nienawiści i bólu. To właśnie 28 maja 1941 r., na dwa miesiące przed osadzeniem w bunkrze głodowym rozpoczyna się prawdziwe męczeństwo.
Dokładnie 65 lat później - prawie do do godziny - śladami pierwszych kroków męczeństwa św. Maksymiliana w KL Auschwitz przeszedł papież Benedykt XVI, modlił się w celi śmierci, w której urodził się dla nieba Szaleniec Niepokalanej. Obecność w tym miejscu i o tym czasie Głowy Kościoła i zarazem syna Narodu Niemieckiego, to jeszcze jeden znak, który przemówił mocniej, niż słowa.