środa, 23 stycznia 2008

Św. Maksymilian w B-B Aleksandrowicach

Wiceprezes krajowy MI o. Krystian Żmuda OFM Conv. przekazał
aleksandrowickiej wspólnocie relikwie św. Maksymiliana.


Ponad 200 nowych Rycerzy Niepokalanej stanowi żywy owoc instalacji relikwii św. Maksymiliana w Bielsku-Białej Aleksandrowicach, w parafii pod wezwaniem Szaleńca Niepokalanej. W niedzielę 20 stycznia 2008r w Bielsku - Białej Aleksandrowicach o. Krystian Żmuda wiceprezes krajowy Stowarzyszenie „Rycerstwo Niepokalanej” przekazał na ręce proboszcza parafii, ks. kan. Stanisława Wawrzyńczyka, relikwie św. Maksymiliana. Dla miejscowej wspólnoty było to o tyle szczególne wydarzenie, gdyż parafia nosi imię patrona naszej diecezji.
Wszystkie Msze św. tego dnia, rozpoczynały się od odczytania dekretu gwardiana Niepokalanowa - o. Stanisława Piętki o przekazaniu relikwii do parafii, a o. Żmuda głosił okolicznościowe kazania. Wierni otrzymali deklaracje wstąpienia w szeregi Rycerstwa Niepokalanej i mogli osobiście złożyć hołd relikwiom św. Maksymiliana poprzez ucałowanie. Na tę okoliczność z boku ołtarza głównego przy wizerunku Patrona diecezji została przygotowana specjalna instalacja, w której umieszczono relikwiarz w uroczystej procesji.
Następnego dnia podczas dwóch Mszy św. , o. Krystian Żmuda dokonał przyjęcia nowych członków do grona rycerzy Niepokalanej. Swój akces zgłosiło ponad 200 parafian, którzy z radością przyjęli Dyplomik i Cudowny Medalik z rąk wiceprezesa krajowego MI. Na zakończenie Eucharystii wierni otrzymali uroczyste błogosławieństwo relikwiami, będąc przekonani, że kult św. Maksymiliana w największej parafii diecezji Bielsko - Żywieckiej będzie się rozszerzał i wzmocni ufność wiernych w jego wstawiennictwo.
Jerzy MI

W aleksandrowickim kościele staraniem ks. proboszcza Stanisława Wawrzyńczyka przygotowano specjalną niszę dla relikwiarza.

wtorek, 22 stycznia 2008

Blok 11.

Kard. Karol Wojtyła po nawiedzeniu celi śmierci św. Maksymiliana w bloku 11.

Blok nr 11 nazywany przez więźniów Blokiem Śmierci. Pełnił on kilka funkcji, z których najważniejszą była rola centralnego obozowego aresztu. Esesmani umieszczali tu więźniów i więźniarki ze wszystkich części KL Auschwitz podejrzewanych przez obozowe gestapo o udział w konspiracji, próby ucieczek i buntów, utrzymywanie kontaktów ze światem zewnętrznym. Więziono tu także Polaków spoza obozu aresztowanych między innymi za udzielanie pomocy więźniom. Poddawano ich brutalnemu śledztwu, kończącemu się najczęściej wyrokiem śmierci przez rozstrzelanie lub powieszenie.
W pierwszych latach istnienia obozu przetrzymywano w tym bloku karną kompanię (Strafkompanie) i kompanię wychowawczą (Erziehungskompanie), wykonujące najcięższe prace. Najwięcej ofiar pochłonęła karna kompania, do której początkowo wcielano prawie wszystkich nowo przywiezionych więźniów Żydów, a także polskich księży. Przejściowo przebywała w tym bloku specjalna grupa więźniów zatrudniona w krematorium przy spalaniu zwłok (Sonderkommando).
Od 1943 roku umieszczano tu tzw. więźniów policyjnych (Polizeihäftlinge). Byli to Polacy pozostający do dyspozycji Gestapo Rejencji Katowickiej podejrzani o działalność w ruchu oporu. Oczekiwali w tym bloku na wyrok niemieckiego sądu doraźnego, który skazywał ich najczęściej na śmierć.
W karnych celach znajdujących się w piwnicach, nazywanych bunkrem, esesmani zamykali więźniów uznanych winnymi przekroczenia obozowego regulaminu. W 1941 roku umieszczano tu także skazanych na śmierć głodową.


W celi nr 18 w podziemiach tego bloku zginął m.in. św. Maksymilian Maria Kolbe.

W związku z planowanym przez SS rozpoczęciem akcji całkowitej zagłady Żydów przeprowadzono w podziemiach bloku w dniach od 3 do 5 września 1941 roku próbę masowego uśmiercania przy użyciu cyklonu B. Zamordowano wtedy 600 radzieckich jeńców wojennych i 250 chorych polskich więźniów, wyselekcjonowanych z obozowego "szpitala".

Ściana śmierci

Na dziedzińcu KL Auschwitz pomiędzy blokami nr 10 i 11 przed ścianą straceń, w latach 1941-1943 esesmani rozstrzelali kilka tysięcy osób. Ginęli tu głównie polscy więźniowie polityczni, przede wszystkim przywódcy i członkowie organizacji konspiracyjnych, osoby zaangażowane w organizowanie ucieczek i udzielanie pomocy uciekinierom oraz za kontakty ze światem zewnętrznym. Rozstrzeliwano tu także Polaków przywożonych spoza obozu; wśród nich zakładników aresztowanych w odwet za akcje polskiego ruchu oporu skierowane przeciwko okupacyjnym władzom niemieckim.
Przy ścianie śmierci ginęli mężczyźni, kobiety a nawet dzieci. Znane są także przypadki rozstrzeliwania więźniów innych narodowości; Żydów i radzieckich jeńców wojennych. Na dziedzińcu esesmani wykonywali karę chłosty, a także słupka, polegającą na wieszaniu więźniów za wykręcone do tyłu ręce. Oprawcy karali najczęściej takie „przestępstwa”, jak: próba zdobycia dodatkowej żywności, posiadanie dodatkowej odzieży, pieniędzy, przedmiotów wartościowych, spóźnienie na apel, przerabianie odzieży czy noszenie niewłaściwych oznakowań. Powodem skatowania więźnia mogło być trzymanie rąk w kieszeni, zabrudzone ubranie, brak guzika, „bezczelne” spojrzenie czy niedokładne oddanie honoru SS-manowi. W 1944 roku zaprzestano wykonywania egzekucji przy ścianie śmierci. Odtąd SS-mani rozstrzeliwali więźniów w komorach gazowych i krematoriach w Birkenau.
Pamięć o tysiącach kobiet i mężczyzn straconych przy ścianie śmierci trwa. Wciąż pojawiają się tutaj wieńce i świeże kwiaty, płoną znicze. 2 listopada - w Dniu Zadusznym - ściana śmierci staje się tłem ołtarza, przy którym kapłani odprawiają Mszę św. w intencji pomordowanych.
Jan Paweł II po odprawionej w ciszy modlitwie w tym miejscu powiedział: „Auschwitz jest świadectwem wojny. To wojna niesie z sobą ów nieproporcjonalny przyrost nienawiści, zniszczenia, okrucieństwa. A jeśli nie da się zaprzeczyć, że objawia również inne możliwości ludzkiej odwagi, bohaterstwa, patriotyzmu, to jednak rachunek strat przeważa. Coraz bardziej przeważa - im bardziej wojna staje się rozgrywką wyrachowanej techniki zniszczenia. Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego, co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzić.” Stojąc w duchu pod Ścianą Śmierci w obozie Auschwitz wznieśmy modlitwę o pokój słowami, które Papież-Polak wypowiedział w zrujnowanej cerkwi na Wzgórzach Golan: „Panie nieba i ziemi, Stwórco jednej ludzkiej rodziny, modlimy się za wyznawców wszystkich religii. Niech szukają Twej woli w modlitwie i czystości serca; niech oddają Ci chwałę i wielbią Twoje święte Imię. Pomóż im odnaleźć w Tobie moc, która pozwoli im przezwyciężyć lęk i nieufność, wzrastać w przyjaźni i współistnieć w zgodzie. Miłosierny Ojcze, niech wszyscy wierzący mają odwagę przebaczyć sobie nawzajem, aby zagoiły się rany przeszłości i dzisiaj nie były już przyczyną dalszych cierpień”.

O. Maksymilian na placu apelowym


Jedną z udręk obozowego życia były apele. Początkowo gromadzono więźniów na centralnym placu, a po jego zabudowaniu nowymi budynkami ustawiano ich wzdłuż obozowych ulic, przed blokami. Codziennie tysiące więźniów musiały uczestniczyć w apelach, które trwały niejednokrotnie kilka, a nawet kilkanaście godzin.
W 1940 roku w skład obozu wchodziło 20 przedwojennych, w większości parterowych budynków. W miarę powiększania stanu liczbowego obozu SS zadecydowała o jego rozbudowie. Wiosną 1941 roku rozpoczęto budowę 8 nowych piętrowych bloków. Dobudowano także piętra 14 parterowym budynkom. Wszystkie ciężkie prace budowlane wykonywali więźniowie; kopali fundamenty, biegiem przenosili cegły i worki z cementem, przewozili taczkami żwir i piasek. Wielu z nich zginęło wskutek skrajnie wyczerpującej, wielogodzinnej pracy lub zostało zabitych przez nadzorujących ich esesmanów i kapów.
Plac Apelowy byłego obozu Auschwitz jest miejscem, w którym zaczął się ostatni etap męczeństwa św. Maksymiliana. Było to pod koniec lipca 1941 r. - dokładnej daty tego zdarzenia nie udało się ustalić. Zastępca komendanta obozu Fritzsch skazał dziesięciu więźniów na powolną śmierć w bunkrze głodowym w odwecie za ucieczkę jednego ze współwięźniów. Jeden ze wskazanych przez komendanta nieszczęśników, więzień nr 5659 - Franciszek Gajowniczek, jęknął z żalu za żoną i dziećmi... „I wtedy dobrowolnie wyszedł jeszcze jeden z więźniów - wspominał Gajowniczek po latach. - powiedział spokojnie, że chce pójść za jednego z wybranych. - On ma żonę i dzieci, a ja jestem księdzem katolickim, człowiekiem samotnym. Wskazał na mnie. Wyciągnęli mnie z tej dziesiątki. Minąłem Ojca Maksymiliana, który tam, w tym szeregu został na moim miejscu. Nic do siebie nie powiedzieliśmy, nawet nie mogłem powiedzieć dziękuję”.
Krocząc wraz z papieżem Benedyktem XVI przez plac apelowy byłego obozu zagłady Auschwitz trzeba wspomnieć słowa Jana Pawła II sprzed 27 lat: „Zwycięstwo przez wiarę i miłość odniósł w tym miejscu człowiek, któremu na imię Maksymilian Maria, nazwisko: Kolbe, z zawodu (jak pisano o nim w rejestrach obozowych) ksiądz katolicki, z powołania: syn św. Franciszka, z urodzenia: syn prostych, pracowitych, bogobojnych ludzi, włókniarzy z okolic Łodzi, z łaski Bożej i osądu Kościoła: błogosławiony.
To zwycięstwo przez wiarę i miłość odniósł ów człowiek w tym miejscu, które było zbudowane na zaprzeczeniu wiary - wiary w Boga i wiary w człowieka - i na radykalnym podeptaniu już nie tylko miłości, ale wszelkich oznak człowieczeństwa, ludzkości, które było zbudowane na nienawiści i na pogardzie człowieka w imię obłąkanej ideologii...
W tym miejscu straszliwej kaźni, która przyniosła śmierć milionom ludzi z różnych narodów, Ojciec Maksymilian Kolbe odniósł duchowe zwycięstwo, podobne do zwycięstwa samego Chrystusa, oddając się dobrowolnie na śmierć w bunkrze głodu - za brata.”
To miejsce Jan Paweł II nazwał „szczególnym sanktuarium”.

KL Auschwitz

Obóz koncentracyjny Auschwitz został utworzony przez hitlerowców na przedmieściach miasta Oświęcimia, które podobnie jak i inne tereny Polski, było okupowane przez Niemców w czasie II wojny światowej. Nazwa miasta Oświęcim została zamieniona na Auschwitz i stała się również nazwą obozu. Za początek jego funkcjonowania uważa się 14 czerwca 1940 r., dzień przywiezienia do Auschwitz pierwszego transportu polskich więźniów politycznych.
W ciągu następnych lat obóz został rozbudowany i składał się z trzech głównych części: Auschwitz I , Auschwitz II-Birkenau, Auschwitz III-Monowitz oraz z ponad 40 podobozów. Początkowo w obozie więzieni byli i ginęli Polacy. Później osadzono w nim również radzieckich jeńców wojennych, Cyganów oraz więźniów innych narodowości. Od 1942 roku obóz stał się miejscem największego masowego mordu w dziejach ludzkości, dokonanego na europejskich Żydach w ramach hitlerowskiego planu całkowitej zagłady tego narodu. Większość z deportowanych do Auschwitz Żydów - mężczyzn, kobiet i dzieci - bezpośrednio po przywiezieniu kierowano na śmierć w komorach gazowych Birkenau.

Pod koniec wojny esesmani, usiłując zatrzeć ślady swych zbrodni, rozpoczęli demontaż i niszczenie komór gazowych i krematoriów oraz innych obiektów a także palenie dokumentów. Więźniów zdolnych do marszu ewakuowano w głąb Rzeszy. Tych, którzy pozostali w obozie oswobodzili żołnierze Armii Czerwonej 27 stycznia 1945 roku.
2 lipca 1947 roku ustawą polskiego Sejmu na obszarze dwóch zachowanych części obozu: Auschwitz I i Auschwitz II-Birkenau utworzono Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau. W 1979 roku miejsca te wpisano na Listę Obiektów Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Rodzi się pytanie: czym jest dzisiaj były obóz zagłady Auschwitz-Birkenau? Jest on dla świata symbolem terroru, ludobójstwa i Holokaustu. Jest świadectwem wojny - jak powiedział podczas swojej modlitwy tutaj Jan Paweł II, dodając, że „to wojna niesie z sobą ów nieproporcjonalny przyrost nienawiści, zniszczenia, okrucieństwa. A jeśli nie da się zaprzeczyć, że objawia również inne możliwości ludzkiej odwagi, bohaterstwa, patriotyzmu, to jednak rachunek strat przeważa. Coraz bardziej przeważa - im bardziej wojna staje się rozgrywką wyrachowanej techniki zniszczenia. Za wojnę są odpowiedzialni nie tylko ci, którzy ją bezpośrednio wywołują, ale również ci, którzy nie czynią wszystkiego, co leży w ich mocy, aby jej przeszkodzić”.

Auschwitz jest nie tylko symbolem i znakiem, ale również przestrogą i przypomnieniem - tu znów trzeba przywołać słowa Jana Pawła II: że „nigdy jeden naród nie może rozwijać się kosztem drugiego, nie może rozwijać się za cenę drugiego, za cenę jego uzależnienia, podboju, zniewolenia, za cenę jego eksploatacji, za cenę jego śmierci. (…) W tym miejscu o każdym narodzie i o każdym człowieku pragniemy myśleć jako o bracie”.


Arbeit Macht Frei - praca czyni wolnym - słowa te stanowiły niemiecką formułę wywiedziona z rozpowszechnionego w tradycji protestanckiej cytatu z Ewangelii Jana „prawda czyni wolnym” (J 8,32). Hasło to, z zamianą słowa „prawda” na „praca” stało się popularne w kręgach nacjonalistycznych i w latach 30. XX wieku było używane przez propagandę nazistowską w Niemczech w programach zwalczania bezrobocia. SS-mani - dowódcy kilku obozów koncentracyjnych to hasło kazali umieścić nad bramą wejściową. Jednym z takich obozów, obok Dachau, Gross-Rosen i Sachsenhausen, był także Auschwitz.
Brama główna w Auschwitz, jako jedyna brama obozowa, została wykonana na rozkaz Niemców przez polskich więźniów politycznych jednego z pierwszych transportów przybyłych z Wiśnicza latem 1940 r. Jej wykonanie związane było z wymianą prowizorycznego zewnętrznego ogrodzenia obozu na słupach drewnianych na ogrodzenie stałe na słupach żelbetowych z drutem kolczastym pod napięciem.
Wiadomo, że napis nad bramą Arbeit Macht Frei wykonali więźniowie z komanda ślusarzy pod kierownictwem Jana Liwacza, zatrudnieni w obozowej kuźni świadomie odwracając literę B, jako zakamuflowany przejaw nieposłuszeństwa.
Przez bramę obozową codziennie przemaszerowywały do pracy komanda więźniów uszeregowane piątkami pod nadzorem kapów, którzy meldowali strażnikom obozowym stan liczebny swojego komanda. Powrót z pracy odbywał się w tym samym porządku, jednak układ piątkowy często ulegał zaburzeniom. Więźniowie nieśli wyczerpanych, chorych i zmarłych z wysiłku lub zamordowanych kolegów.
Szyki przemaszerowywujących komand zaburzały permanentne rewizje, gdyż więźniowie usiłowali przenieść na teren obozu zdobyte poza drutami pożywienie (ziemniaki, buraki, cebulę, chleb, itp.). Przyniesione ciała zmarłych układano pod ścianą bloku 24, skrupulatnie odnotowując stan komand, który musiał się zgadzać z liczbą więźniów opuszczających obóz rano.
Po wyzwoleniu obozu żołnierze radzieccy załadowali napis Arbeit Macht Frei na wagon kolejowy, wy wywieźć go na wschód. Jednak byli więźniowie przekupili pilnującego pociągu strażnika butelką spirytusu i oryginalny napis ukryli w oświęcimskim magistracie. Kiedy tworzono Państwowe Muzeum w Oświęcimiu, napis wrócił na swoje miejsce przy bramie.
O bramie prowadzącej do byłego obozu wspomniał w swojej homilii wygłoszonej w Brzezince w 1979 r. Jan Paweł II, wspominając ojca Maksymiliana Kolbe, który swoje zwycięstwo odniósł człowiek „w miejscu, które było zbudowane na nienawiści i na pogardzie człowieka w imię obłąkanej ideologii; w tym miejscu, które było zbudowane na okrucieństwie. Miejsce, do którego prowadzi wciąż jeszcze brama z szyderczym napisem Arbeit macht frei, rzeczywistość bowiem była radykalnym zaprzeczeniem treści tego napisu.”

Relikwie św. Maksymiliana

Dawniej mówiło się o relikwiach I. stopnia - czyli o ciele bądź szczątkach świętego, o relikwiach II. stopnia - czyli o jego ubraniu, przedmiotach doń należących, których dotykał i używał, wreszcie o relikwiach III. stopnia - w tym przypadku chodziło o materiał, na którym spoczywało ciało świętego. Dziś używa się nieco uproszczonej terminologii, mówiąc o relikwiach bezpośrednich (ciało świętego) i pośrednich (dawnych relikwiach II. i III. stopnia). Relikwie - to ciała świętych, bądź należące do nich przedmioty. W przypadku św. Maksymiliana, którego ciało zostało spalone w krematorium Auschwitz, poza jednym wyjątkiem dysponujemy tylko tymi ostatnimi. Część z nich znaleźć można w oświęcimskim kościele dedykowanym świętemu męczennikowi.


Jedyne na świecie bezpośrednie relikwie św. Maksymiliana, to włosy z jego brody. Na początku II wojny światowej, kiedy gestapo w poszukiwaniu ukrywających się Żydów zaczęło przetrząsać także polskie klasztory, bracia z Niepokalanowa postanowili zgolić swoje brody. Wśród nich był także ojciec Kolbe. Klasztorny fryzjer schował sobie na pamiątkę pukiel Maksymilianowej brody, który stał się relikwią, dziś z najwyższym pietyzmem przechowywaną w Pabianicach.

Relikwie bezpośrednie
Ciało ojca Kolbe spalono w krematorium w Auschwitz. Nie wiadomo, co się stało z jego prochami. Popioły krematoryjne hitlerowcy wywozili na pola uprawne, wrzucali do stawów, dołów, wyrobisk, a nawet - podobno - do przepływających w pobliżu obozu rzek: Soły i Wisły. Jedna z hipotez głosi, że prochy ojca Maksymiliana mogły być rozsypane gdzieś w pobliskich Harmężach - tu dziś mieści się franciszkańskie Centrum św. Maksymiliana. Jednak przypuszczenia tego nikt nie jest w stanie potwierdzić.
Maksymilianowym relikwiarzem jest kościół jemu dedykowany na Oświęcimskim osiedlu. W nim z pietyzmem przechowuje się najcenniejsze pamiątki po świętym - w nomenklaturze kościelnoprawnej - relikwie pośrednie: mszał, kielich mszalny i część różańca. Są tym cenniejsze, że - jak z całą pewnością wiadomo - ojciec Kolbe używał ich w ostatnich dniach przed śmiercią. Autentyczność tych przedmiotów potwierdzili świadkowie - osoby, które je przechowały i tym samym ocaliły.

Mszał
Kojarzy się z grubą, ciężką księgą, zawierającą modlitwy używane podczas Mszy św. Ten mszał jest jednak inny. Relikwiarz, to niewielka skrzynka, wielkości dawnego pudełka na herbatę, wykonana z grubej miedzianej blachy. Na wieczku wytłoczono krzyż oraz napis: „Z obozu zagłady Auschwitz-Birkenau1940-1945”. Relikwiarz można otworzyć. Odkręca się dwie mosiężne śruby i wieczko skrzynki ustępuje. Wnętrze wyścielono białym lnem. W samym środku znajduje się małe wgłębienie o wymiarach 3 na 4 cm. Pod celuloidową przykrywką znajduje się mszał ojca Maksymiliana. Nie księga, ale gryps: pasek papieru o szerokości niewiele ponad 3 cm i długości około 20 cm, poskładany w harmonijkę, obustronnie - od brzegu do brzegu - wypełniony starannym ręcznym pismem. Litery są równe, kaligrafowane, czerwone i granatowe. Karteczka zawiera formularz łacińskiej mszy za zmarłych De Profundis: antyfony, modlitwy, teksty czytań, prefację i kanon - pełny zestaw tekstów, potrzebnych do sprawowania Eucharystii w przedsoborowym rycie. Mszał przypomina szkolną ściągę. Został tak opracowany, by można go było łatwo ukryć. Nie wiadomo, kto jest jego autorem. Można przypuszczać, że został przygotowany poza obozem, a na jego teren cudem udało się go przemycić.

Kielich
Mieści się w okazałym relikwiarzu, wykonanym z mosiądzu i stali: dwie sylwetki wychudzonych ludzi w obozowych pasiakach na wyciągniętych w górę rękach podtrzymują przeszkloną latarnię, w której znajduje się kielich. To naczynie znów odbiega od potocznych skojarzeń. Obozowy kielich wykonano z blachy. Jest wierną kopią, miniaturką kielicha mszalnego - ma około 7 cm wysokości i średnicę nie przekraczającą 3 cm. Poszczególne jego części - czaszę, nóżkę i podstawkę - można rozkręcić i osobno ukryć.
Ojciec Maksymilian używał mszalika i kielicha do Mszy św., którą odprawiał potajemnie w piwnicy bloku 14a. Przedmioty te rozpoznał i ich autentyczność potwierdził współwięzień ojca Kolbego ks. Konrad Szweda, który przeżył obozową gehennę. Jednak ocalenie tych cennych przedmiotów zawdzięczamy komuś innemu.

Węzełek za kominem
Franciszek Ptasznik, gospodarz z pobliskiej Włosienicy, jak wielu okolicznych chłopów został przez hitlerowców przymuszony do pracy w obozie: codziennie zaprzęgał do wozu konia i przewoził to, co mu kazano, najczęściej materiały budowlane, potrzebne do rozbudowy Auschwitz. Podczas pracy stykał się bezpośrednio z więźniami. To jego upatrzyli sobie uwięzieni w obozie księża i poprosili go, żeby wywiózł za druty sprzęty używane do potajemnego sprawowania liturgii. Powód? Rozeszła się wieść, wkrótce potwierdzona, że wszyscy kapłani maj być przewiezieni z Auschwitz do Dachau. Wiadomo było, że taka „przeprowadzka” wiąże się z niejedną rewizją i nikomu z nich nie uda się przechować paramentów. Nie chcieli ich też pozostawiać w obozie, by nie narażać na szykany współwięźniów.
Franciszek Ptasznik zgodził się. Wywoził z obozu cenne dziś przedmioty przez kilka tygodni. Jego również kilka razy dziennie rewidowano. Kielich i lichtarzyki na świece rozkręcone na części wywoził po kawałeczku. Mszalik przemycił w całości. Wszystko to ukrywał w skarpetce, na wewnętrznej stronie stopy. Wywiezione z obozu rzeczy zdeponował u włosienickiego proboszcza ks. Bylicy. Ów spakował je wszystkie do węzełka, a z obawy przed Niemcami wrzucił za piec kaflowy. Po wojnie węzełek z paramentami trafił do ks. Władysława Grohsa w Osieku, który gromadził wszelkie obozowe pamiątki. W latach 70. ówczesny proboszcz oświęcimski - dziś biskup rzeszowski - ks. Kazimierz Górny uprosił ks. Grohsa o przekazanie kielicha i mszału do Oświęcimia, miejsca narodzin dla nieba ojca Kolbe. To właśnie wówczas Franciszek Ptasznik rozpoznał w kielichu i mszale uratowane przez siebie przedmioty a ks. Konrad Szweda potwierdził, że używał ich razem z ojcem Maksymilianem przy potajemnym sprawowaniu Eucharystii. Staraniem ks. Górnego pamiątkom sprawiono relikwiarze i umieszczono je w nowo powstałym kościele św. Maksymiliana na Osiedlu.

W dłoniach Niepokalanej
W skarbcu oświęcimskiego kościoła znajduje się jeszcze jedna niezwykle cenna pamiątka: cząstka różańca św. Maksymiliana. Już sam relikwiarz zachwyca urodą: wykonany misternie srebrzysty odlew smukłej postaci Niepokalanej, która w rękach trzyma przeszkloną skrzyneczkę. Jej wyłożone aksamitem wnętrze mieści kilkadziesiąt czarnych ziarenek różańca z małym krzyżykiem.
- Podarował je naszej parafii pan Żelazny - wyjaśnia ks. kan. Stanisław Górny, były proboszcz. - Dostał się do obozu jako działacz konspiracyjny. Podpadł jednemu z esesmanów. Ten przewrócił go na ziemię i deptał po klatce piersiowej, aż chłopakowi połamał żebra. Był konający, kiedy przyszedł doń ojciec Maksymilian. Wyspowiadał go i pocieszał, w pewnej chwili sięgnął za pasiak i wyjął kawałek różańca. „Ty jesteś młody, na pewno przetrwasz, weź go na pamiątkę i módl się na nim” - powiedział.
Żelazny przeżył. Z Oświęcimia przewieziono go do Katowic, potem w głąb Niemiec. Jakimś cudem trafił do armii polskiej na Zachodzie. Po wojnie wrócił do kraju. Maksymilianowy różaniec przechowywał jako rzecz najdroższą, ale w końcu uznał, że powinien się on znaleźć w miejscu, w którym się pojawił - w Oświęcimiu - i przekazał go parafii.

Ku pokrzepieniu serc
Oświęcimskie relikwie św. Maksymiliana przechowuje się z wielką starannością. W swoim czasie poddano je profesjonalnym zabiegom konserwatorskim. Część relikwii różańca - kilka ziarenek - przekazano w swoim czasie także do franciszkańskiego Centrum św. Maksymiliana w Harmężach.
Przechowywanie nie oznacza bynajmniej ukrycia. Relikwie często są przedstawiane wiernym, ku pokrzepieniu serc. Towarzyszą tradycyjnym obchodom ku czci św. Maksymiliana - 14 sierpnia - w dniu jego święta oraz w pierwszą niedzielę października, podczas uroczystości rocznicy jego kanonizacji. Wierni modlą się w ich obecności także podczas corocznych rekolekcji parafialnych. Relikwie wyjmuje się ze skarbca kościelnego również wówczas, kiedy do kościoła przyjeżdżają grupy pielgrzymów.

Jan Paweł II w byłym KL Bierkenau

- Przybywam tu dzisiaj jako pielgrzym. Wiadomo, że nieraz tutaj bywałem... bardzo wiele razy! Wiele razy schodziłem do celi śmierci Maksymiliana Kolbe, wiele razy klękałem pod murem zagłady i przechodziłem wśród rozwalonych krematoriów Brzezinki. Nie mogłem tutaj nie przybyć jako papież - te słowa wypowiedział Jan Paweł II na terenie byłego obozu zagłady Birkenau w Brzezince podczas swojej pierwszej pielgrzymki papieskiej do Polski.
7 czerwca 1979 r. o 16.00 rozpoczęła się papieska Msza św. na terenie byłego obozu zagłady Birkenau. Szacuje się, że liczba uczestniczących w niej wiernych mogła się zbliżać do miliona. Ołtarz polowy ustawiono na rampie obozowej, w połowie drogi między bramą prowadzącą na teren obozu a pomnikiem ofiar obozu. Wraz z Ojcem Świętym przy ołtarzu stanęło między innymi ponad 200 koncelebransów odzianych w czerwone szaty - biskupów i kapłanów, którzy przeżyli gehennę Auschwitz i innych nazistowskich obozów zagłady. Pierwsze miejsca przed ołtarzem zajęli ludzie w pasiakach - również byli więźniowie obozów koncentracyjnych.
- Przychodzę więc i klękam na tej Golgocie naszych czasów, na tych mogiłach w ogromnej mierze bezimiennych, jak gigantyczny grób nieznanego żołnierza - mówił w homilii Jan Paweł II. I dodał: - Oświęcim jest miejscem, którego nie można tylko zwiedzać. Trzeba przy odwiedzinach pomyśleć z lękiem o tym, gdzie leżą granice nienawiści.
Po Mszy św. papież poświęcił kamień węgielny pod budowę oświęcimskiego kościoła św. Maksymiliana, a następnie przeszedł pod pomnik ofiar obozu. Tutaj znajdują się granitowe tablice z napisami w języku: polskim, angielskim, bułgarskim, cygańskim, czeskim, duńskim, francuskim, greckim, hebrajskim, jidisz, hiszpańskim, flamandzkim, serbochorwackirn, niemieckim, norweskim, rosyjskim, rumuńskim, węgierskim i włoskim. Upamiętniają one ofiary zagłady różnych narodów. Papież, nim złożył kwiaty i uklęknął do modlitwy, nieco dłużej zatrzymał się przy tablicach z napisami po polsku, rosyjsku i hebrajsku. Przed 19.00 papieski śmigłowiec wystartował z Brzezinki, kierując się w stronę Krakowa.
Pamięć niespełna czterech godzin, które papież spędził w Oświęcimiu żyje w sercach tutejszych mieszkańców. Jej wiecznym pomnikiem jest tablica, upamiętniająca papieską modlitwę w Birkenau, znajdująca się u wejścia do kościoła Matki Bożej Królowej Polski w Brzezince. Widnieje na niej popiersie Jana Pawła II i cytat z jego homilii sprzed ćwierć wieku. Papież przypomniał wówczas zebranym: „Przybywam tu dzisiaj jako pielgrzym. Wiadomo, że nie raz tutaj bywałem... bardzo wiele razy! Wiele razy schodziłem do celi śmierci Maksymiliana Kolbe, wiele razy klękałem pod murem zagłady i przechodziłem wśród rozwalonych krematoriów Brzezinki. Nie mogłem tutaj nie przybyć jako papież”.

Jan Paweł II w byłym KL Auschwitz


Czwartek 7 czerwca 1979 r. był szóstym dniem pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny; dniem - jak poprzednie - niezwykle pracowitym. O 10.00 papież był w Kalwarii. Tutaj modlił się przed cudownym obrazem, odprawił nabożeństwo i przemówił. W południe przybył do rodzinnych Wadowic, na modlitwę przy chrzcielnicy i jeszcze jedne „prymicje” - tym razem papieskie. Kwadrans przed 15.00 papieski śmigłowiec wystartował w kierunku Oświęcimia.
Śmigłowiec wylądował najpierw w Oświęcimiu, nieopodal wejścia do byłego obozu zagłady Auschwitz. Przy wejściu Ojca Świętego powitali przedstawiciele władz. Poza nimi w obozie - muzeum nie było nikogo.
Wszędzie panowała przejmująca cisza. Ojciec Święty nie wypowiedział tutaj żadnego słowa. Ale przemawiał i nauczał gestami. Najpierw nawiedził celę śmierci wówczas jeszcze błogosławionego o. Maksymiliana. Następnie złożył wieniec i pomodlił się pod ścianą śmierci na dziedzińcu bloku 11. gdzie masowo rozstrzeliwano więźniów. Papieska modlitwa w Auschwitz trwała w sumie 40 minut.
Ta wizyta - symbol pokazała, jak wielką rolę w drodze do świętości Jana Pawła II odegrał ojciec Maksymilian.
- Bez wahania ofiarował swoje życie, by ocalić ojca rodziny, który krzyczał: «Moja żona, moje dzieci! Nigdy już ich nie zobaczę!» - mówił Jan Paweł II przy okazji 60. rocznicy męczeństwa Szaleńca Niepokalanej. - Jego niezwykle szlachetny gest można uznać za symboliczny «dar dla rodziny», której ważną misję w Kościele i w społeczeństwie dobrze rozumiał. W związku z tym napisał kiedyś, że «miłość wzajemna osób składających rodzinę jest prawdziwym echem miłości Bożej». Niech pamięć o tym męczenniku miłości pomaga wierzącym iść bez wahania i bez kompromisów za Chrystusem i Jego Ewangelią.
Modlitwę w Asuchwitz Jan Paweł II wspominał zapewne wielokrotnie. Świadomość tragedii tego miejsca znalazła swój oddźwięk także w Liście Ojca Świętego do uczestników obchodów 60. rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz. Papież przypomniał w nim, że doświadczenie Auschwitz, to jeszcze jeden etap wiekowych zmagań polskiego narodu, który walczył o podstawowe prawa wśród narodów Europy. „To jeszcze jeden głośny krzyk o prawo do własnego miejsca na mapie Europy, jeszcze jeden bolesny rozrachunek z sumieniem ludzkości”. Wezwał także, by miejsce to traktować jako przestrogę i znak ciągle przypominający, że nie można ulegać ideologiom, które usprawiedliwiają możliwość deptania godności człowieka z powodu odmienności jego rasy, koloru skóry, języka czy religii.

Modlitwa Św. Maksymiliana Marii Kolbego


Dozwól ma chwalić Cię Panno Przenajświętsza. Dozwól, bym własnym kosztem Cię chwalił. Dozwól, bym dla Ciebie i tylko dla Ciebie żył, pracował, cierpiał, wyniszczył się i umarł. Dozwól, bym się przyczynił do jeszcze większej, do jak największego, wyniesienia Ciebie. Dozwól, bym Ci przyniósł taką chwałę, jakiej jeszcze nikt Ci nie przyniósł. Dozwól, by inni mnie w gorliwości o wywyższenie Ciebie przysięgali, a ja ich, tak, by w szlachetnym współzawodnictwie chwała Twoja wzrastała coraz głębiej, coraz szybciej, coraz potężniej tak, jak tego pragnie ten, który Cię tak niewysłowienie ponad wszystkie istoty wyniósł. W Tobie jednej bez porównania bardziej uwielbionym stał się Bóg, niż we wszystkich Świętych swoich. Dla Ciebie stworzył Bóg świat. Dla Ciebie i mnie też Bóg do bytu powołał. Skądże mi to szczęście. O dozwól mi chwalić Cię Panno Przenajświętsza.