wtorek, 22 stycznia 2008

O. Maksymilian na placu apelowym


Jedną z udręk obozowego życia były apele. Początkowo gromadzono więźniów na centralnym placu, a po jego zabudowaniu nowymi budynkami ustawiano ich wzdłuż obozowych ulic, przed blokami. Codziennie tysiące więźniów musiały uczestniczyć w apelach, które trwały niejednokrotnie kilka, a nawet kilkanaście godzin.
W 1940 roku w skład obozu wchodziło 20 przedwojennych, w większości parterowych budynków. W miarę powiększania stanu liczbowego obozu SS zadecydowała o jego rozbudowie. Wiosną 1941 roku rozpoczęto budowę 8 nowych piętrowych bloków. Dobudowano także piętra 14 parterowym budynkom. Wszystkie ciężkie prace budowlane wykonywali więźniowie; kopali fundamenty, biegiem przenosili cegły i worki z cementem, przewozili taczkami żwir i piasek. Wielu z nich zginęło wskutek skrajnie wyczerpującej, wielogodzinnej pracy lub zostało zabitych przez nadzorujących ich esesmanów i kapów.
Plac Apelowy byłego obozu Auschwitz jest miejscem, w którym zaczął się ostatni etap męczeństwa św. Maksymiliana. Było to pod koniec lipca 1941 r. - dokładnej daty tego zdarzenia nie udało się ustalić. Zastępca komendanta obozu Fritzsch skazał dziesięciu więźniów na powolną śmierć w bunkrze głodowym w odwecie za ucieczkę jednego ze współwięźniów. Jeden ze wskazanych przez komendanta nieszczęśników, więzień nr 5659 - Franciszek Gajowniczek, jęknął z żalu za żoną i dziećmi... „I wtedy dobrowolnie wyszedł jeszcze jeden z więźniów - wspominał Gajowniczek po latach. - powiedział spokojnie, że chce pójść za jednego z wybranych. - On ma żonę i dzieci, a ja jestem księdzem katolickim, człowiekiem samotnym. Wskazał na mnie. Wyciągnęli mnie z tej dziesiątki. Minąłem Ojca Maksymiliana, który tam, w tym szeregu został na moim miejscu. Nic do siebie nie powiedzieliśmy, nawet nie mogłem powiedzieć dziękuję”.
Krocząc wraz z papieżem Benedyktem XVI przez plac apelowy byłego obozu zagłady Auschwitz trzeba wspomnieć słowa Jana Pawła II sprzed 27 lat: „Zwycięstwo przez wiarę i miłość odniósł w tym miejscu człowiek, któremu na imię Maksymilian Maria, nazwisko: Kolbe, z zawodu (jak pisano o nim w rejestrach obozowych) ksiądz katolicki, z powołania: syn św. Franciszka, z urodzenia: syn prostych, pracowitych, bogobojnych ludzi, włókniarzy z okolic Łodzi, z łaski Bożej i osądu Kościoła: błogosławiony.
To zwycięstwo przez wiarę i miłość odniósł ów człowiek w tym miejscu, które było zbudowane na zaprzeczeniu wiary - wiary w Boga i wiary w człowieka - i na radykalnym podeptaniu już nie tylko miłości, ale wszelkich oznak człowieczeństwa, ludzkości, które było zbudowane na nienawiści i na pogardzie człowieka w imię obłąkanej ideologii...
W tym miejscu straszliwej kaźni, która przyniosła śmierć milionom ludzi z różnych narodów, Ojciec Maksymilian Kolbe odniósł duchowe zwycięstwo, podobne do zwycięstwa samego Chrystusa, oddając się dobrowolnie na śmierć w bunkrze głodu - za brata.”
To miejsce Jan Paweł II nazwał „szczególnym sanktuarium”.